Krzysztof Tomalski — Big Bang. Genesis.
Lwowska Narodowa Galeria Sztuki im. Borysa Woźnickiego / ul. Stefanyka / Lwów / Ukraina
wystawa Big Bang. Genesis / Krzysztof Tomalski / 2019
Patronat: Fundacja im. Mariusza Kazany / Konsulat Generalny RP we Lwowie
fotografia tytułowa: Agata Grabicka
Irma Kozina / Krzysztofa Tomalskiego graficzne rozważania o człowieku we Wszechświecie.
Wyrażona w czasach starożytnych przez Horacego myśl o podobieństwie oddziaływania poezji i obrazu – ut pictura poesis - miała zachęcać antycznych miłośników wierszy do odczytywania tekstów epickich jako złożonych alegorii, których sens bywa wieloznaczny i często wymyka się prostym dociekaniom. Zainspirowała ona wielu twórców obrazu do postrzegania celu działalności artystycznej jako konstruowania skomplikowanych ilustracji, dających asumpt do werbalizowania ich treści na prawach właściwych poezji. Z kolei poeci odebrali Horacjańską maksymę jako zachętę do używania słowa w charakterze narzędzia do ewokowania ekspresyjnych obrazów. Wynikły z tych procederów konflikt próbował rozwiązać Gotthold Ephraim Lessing, podkreślając niezastępowalność obu sztuk, wynikającą z dzielących je różnic. W jego mniemaniu poezja mogła być percypowana jedynie diachronicznie, a przedstawiane w niej epizody poznawane miały być stopniowo, w miarę upływu czasu potrzebnego do przeczytania lub wysłuchania recytowanego utworu, gdy tymczasem obraz odbierany bywa zawsze synchronicznie, a wszystkie jego elementy dane są patrzącemu w jednej chwili. Sposób interpretowania treści zawartych w dziele wizualnym opiera się na równoczesnym analizowaniu wielu współistniejących w nim elementów, a zmysły widza poddane zostają dodatkowo oddziaływaniu jakości formalnych.
Dostrzeżona przez Lessinga synchroniczność procesu percepcji obrazu nie jest więc jedyną cechą stanowiącą o autonomii sztuk wizualnych, a chociaż ekfraza i hypotypoza nie przestają być lubianymi przez poetów figurami retorycznymi - odpowiedzialnymi za efekt unaoczniania opisywanych przez literatów zdarzeń, rzeczy i zjawisk, trudno jest zakwestionować fakt, że obraz jest bytem samoistnym, który nie poddaje się całkowitej werbalizacji. Jego interpretacja może być wspomagana tekstem autorskim lub kuratorskim, zawsze jednak słowo nie wyczerpie do końca obrazowanych treści, nie odda też w pełni wrażeń sensualnych, które uaktywniają się na skutek obcowania z materialną tkanką sztuki. Te cechy obrazu sprawiają, że on sam staje się niezbywalnym elementem kultury wizualnej. Używają go zarówno przedstawiciele nauk ścisłych, którzy za pomocą różnego rodzaju schematów i rysunków usiłują wyjaśniać zjawiska zbyt trudno poddające się suchej eksplikacji słownej, wspierają się nim poeci, publikując tomiki z ilustracjami sugerującymi nastrój i wzmagającymi emocjonalny ładunek ich utworów, przede wszystkim jednak obraz może zaistnieć w całkowitej niezależności od innych dyscyplin, jako niezależna forma artystycznej wypowiedzi, apelująca do odczuć estetycznych oraz skłaniająca do refleksji nad warstwą syntaktyczną i semantyczną dzieła sztuki. W takim kontekście używa obrazu krakowski grafik Krzysztof Tomalski, który za pomocą wielkoformatowych kompozycji (wykonywanych niejednokrotnie autorsko opracowanymi technikami wklęsłodruku) prezentuje odbiorcom swoje rozważania o człowieku we Wszechświecie, zdefiniowanym w aporetycznie wytyczonym miejscu spotykania się kosmogonii z teologią.
W wielowiekowej historii grafiki najwięksi mistrzowie tej dyscypliny starali się kreować wizualne ekwiwalenty dla momentu stworzenia świata, powstania planet i gwiazd, oddzielania światła od ciemności czy też pojawienia się życia na Ziemi. Przez kilkaset lat w tradycji europejskiej punktem odniesienia dla artystów był opis zawarty w biblijnej Księdze Rodzaju. Podejmując ten temat w XXI wieku Krzysztof Tomalski traktuje opis zawarty w Piśmie Świętym jedynie jako pewnego rodzaju metaforę, której zadaniem było niegdyś wyjaśnienie początku Wszechświata ludzkości pozbawionej dostępu do wiedzy uzyskiwanej za pomocą powszechnie stosowanych w dzisiejszych czasach narzędzi ery cyfryzacji. Kluczowy dla teologii judeochrześcijańskiej tekst biblijny pojawia się czasem w komponowanych przez niego grafikach sensu stricto, występując w charakterze tła – atrakcyjnego pod względem formalnym dzięki gęsto ze sobą sąsiadującym, drobnym i nie do końca czytelnym w swej warstwie znaczeniowej, literom. Funkcję figur pełnią w tym cyklu wykreślone z niezwykłą pieczołowitością elipsoidalne sfery oraz budowane światłem i cieniem fantazmaty przypominające fale rozchodzące się koncentrycznie w ciekłych materiach, pobudzanych do dyfuzji punktowym oddziaływaniem silnej energii. Te kosmologiczne kompozycje subtelnie sugerują imaginatywny dialog prowadzony przez Tomalskiego z luminarzami formułowanych współcześnie teorii scjentycznych: Rogerem Penrose (któremu wprost dedykowana jest jedna z grafik) i Krzysztofem Meissnerem. Naukowcy ci wspólnie pracują teraz nad koncepcją niekończących się cykli następujących po sobie Wszechświatów, przedstawianych jako eony zaistniałe w wyniku potężnej eksplozji i rozszerzające się przez miliardy lat do chwili ich pochłonięcia przez osobliwości czarnych dziur. O ile wcześniejsi astrofizycy starali się rekonstruować przeszłość uniwersum, Penrose i Meissner należą do pokolenia badaczy skupiających się na przewidywaniu jego przyszłości.
Dociekania dotyczące predestynacji galaktyk są nierozłącznie związane z prognozowaniem losu człowieka w jego naturalnym habitacie. Jako artysta poświęcający swój czas kontemplowaniu sensów istnienia Tomalski zadaje w swoich grafikach pytanie o zasadę antropiczną niejako na wielu poziomach interpretacyjnych. Wątek ten pojawia się w jego obrazach kosmologicznych między innymi wówczas, gdy przedstawiane są w nich pewne aluzje do ewolucji gatunków, sugerujące rozważanie problemu wyłonienia się życia biologicznego w Kosmosie. Wiele dzieł krakowskiego artysty podejmuje tematykę bezpośrednio komentującą kondycję ludzkości w warunkach zakwestionowania tradycyjnych systemów wartości, bazujących na kategoriach etycznych wypracowanych w obrębie religii. Obalanie przez naukę przyjmowanej do niedawna bez zastrzeżeń egzegezy religijnej zrodziło potrzebę weryfikacji wielu pojęć metafizycznych. Proces ten odcisnął, niestety, negatywne piętno na utrzymywanych przez wieki relacjach człowieka z jego otoczeniem, regulujących w wymiarze etycznym gatunkową koegzystencję. Zerwane zostały dawne więzi, pozostawiając po sobie niczym nie wypełnioną pustkę. W takim aspekcie interpretowane być mogą kompozycje cyklu Antygrawitacje, w którym figury ludzkie dryfują zatopione w świecie pozbawionym horyzontu, bezwładnie integrując się z masą pochłaniającej ich ciała, bezkształtnej materii. W Epidermach poszczególne postacie poruszają się w monolitycznej przestrzeni w zasadzie nie tworząc wzajemnych koneksji, chociaż na niektórych z przedstawień wydają się podejmować próbę wydostania się z ograniczającej ich ruchy, geometrycznie zarysowanej „kapsuły”, która może budzić skojarzenia z bryłą lodu lub sarkofagiem. Zanurzony w pozbawionej grawitacyjnego podłoża, jednolitej magmie człowiek Tomalskiego przekształca się stopniowo w pozbawione ciała ubranie lub nawet w negatyw korpusu, z którego wyparowały mięśnie, skóra i kości.
Tytuły poszczególnych grafik nie narzucają jednoznacznych interpretacji i pozwalają na wielorakie odczytywanie przedstawianych motywów, odbiorca zostaje niejako zaproszony do niczym nieograniczonej percepcji, może się poczuć zachęcony do nakładania na poszczególne obrazy własnych przeżyć i subiektywnych doznań. Gdyby jednak było mu dane przeprowadzić z Tomalskim rozmowę, wówczas poznałby zapewne pewną istotną okoliczność towarzyszącą powstaniu jego graficznych opowieści. W okresie ich tworzenia artysta przeżył okres fascynacji twórczością poetycką Tadeusza Różewicza. Szczególne znaczenie miał dla niego zwłaszcza napisany przez polskiego barda w 1963 roku i opublikowany w 1968 roku w tomie Twarz Trzecia poemat o tytule Spadanie czyli o elementach wertykalnych i horyzontalnych w życiu współczesnego człowieka. Grafiki Tomalskiego są bez wątpienia autotelicznymi dziełami sztuki, ich interpretacja staje się jednak poszerzona o dodatkowe znaczenia wówczas, gdy zostaną one skonfrontowane ze skomponowanymi przez Różewicza jeszcze w poprzednim stuleciu wersami:
Dawniej
bardzo dawno temu
bywało solidne dno
na które mógł się stoczyć
człowiek
(…)
ale już dna nie ma
i nikt nie może
stoczyć się na dno
ani leżeć na dnie
(…)
w świecie współczesnym
dno zostało usunięte
(…)
grzesznicy i pokutnicy
święci męczennicy literatury
baranki moje
jesteście jak dzieci przy piersi
które wejdą do Królestwa
(szkoda, że go nie ma)
(…)
Ach, mój drogi, dla człowieka, który jest sam,
bez boga i bez pana, ciężar dni jest straszliwy
(…)
czasem mam wrażenie
że dno współczesnych
leży płytko tuż pod powierzchnią
życia
ale to chyba jeszcze jedno złudzenie
być może istnieje w „naszych czasach”
potrzeba budowy
nowego przystosowanego
do naszych potrzeb
Dna
(...)
Irma Kozina